sobota, 31 stycznia 2015

Vietnam 2015



Kraj komunistyczny, ludzie biedni. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Akurat pieniądze, tak naprawdę moim zdaniem nie świadczą o bogactwie. Ludzie zapracowani, od rana do nocy. Kraj słynie z produkcji butów sportowych. Z Vietnamu polecieliśmy do Hong Kongu i z ojcem na jeden dzień do Chin. Tam zakupiłam popularne wśród polskiej młodzieży buty marki Vans, potem okazało się, że w środku maja napis 'made in Vietnam'. Z przymróżeniem oka bo i Vansy nie są za bardzo sportowe a i w Chinach mogli napisać co im się żywnie podoba. Jak wstałam pierwszego dnia około 6, żeby pobiegać na plaży to mój wzrok przykuły mini łódeczki przypominające łupiny od orzechów. Są to Vietnamskie łodzie rybackie typu korakli. Na początku myślałam, że miejscowi się w nich myją ale jak przezwycieżyłam moją wadę wzroku i bezbożną godzinę to wszystko się wyjaśniło. Potem miałam te rybki na talerzu. 
Apropo, jedzenie, o mój Boże.. To coś nieopisanego, kocham kuchnię vietnamską, za jej ostrość, świeżość i prostotę. Hit wyjazdu to HOT POT, czyli garnek z wywarem wcześniej przygotowanym, do tego wrzuca się na bieżąco świeże warzywa, między innymi mój ulubiony pak choi i do tego, do wyboru, ryby, owoce morza lub mięso. Mięsa prócz rybnego nie tknęłam po tym jak widziałam w jakich warunkach są trzymane kurczaki i jak zobaczyłam małe, słodkie szczeniaczki upchnięte w małych klatkach, smutne, przeznaczone na talerz.  Kolejny przysmak to świeże owoce od których można dostać orgazmu. Nie ma szans na przeżycie takiej rozkoszy podniebienia w środkowej Europie. 
Jedno wiem na pewno. Oni nienawidzą turystów, tak prywatnie, osobiście. Jest to dla nich czysty biznes. Zdają sobie oczywiście sprawę z tego że ruscy zostawiają tu miliony (dosłownie, PKB wynosi około 170 mld USD, płaci się tu milionami dongów) Ruscy jak to ruscy, prawie wszędzie ich pełno a w Vietnamie doszło do tego, że każda restauracja ma menu po rusku, Wietnamczycy znają podstawowe zwroty po rusku a niektórzy, w szczególności Ci co pracują w hotelach czy restauracjach  umieją się porozumieć po rusku. Wszędzie Rosja. Everywhere.. przyjeżdzają królowie świata i grają na telefonach na plaży. Odczułam coś w rodzaju smutku na twarzach miejscowych, może dlatego że turyści przejmują ich 'dom', zmieniają go, może dlatego że przeorali ich kraj wzdłóż i wszerz, może z powodu pracy, widzą ludzi posiadających pieniądz a sami nigdy nie będą mogli sobie pozwolić na wyjazd na drugi koniec świata.

Tydzień spędziłam w tym uroczym miejscu. Przykre sytuacje zrekompensowało przepyszne jedzenie, słońce, ktòrego nigdy mało i podróż. Czyli to co tygrysek lubi najbardziej. Najchętniej przyleciałabym tu, wsiadła na skuter i przejechała Vietnam wzdłóż, od południa na północ lub na odwrót. Ważne żeby być w podróży, to najbardziej napędza i podnieca. Nowi ludzie, nowe twarze, nowe miejsca i smaki. Wszystkie zmysły pobudzone. Tym razem (jak zwykle gdy z rodziną) byłam skazana na hotel(z basenem! btw. po co komuś basen jak ma pod nosem naturalny basen i to z falami). Apropo, rejon Mui Ne podobno słynie z dobrego wiatru i rzeczywiście, codziennie wiało (no może był dzień przerwy) i morze roiło się od kitesurferów, surferów i innych erów. Trochę zazdrość ale jeszcze się naumiem i pojadę, ja i deska. 
Oprócz cool basenu z którego i tak nie skorzystałam było ogromne pole do gry w golfa, z którego btw też nie skorzystałam. Jak ktoś lubi grać w golfa i będzie w Vietnamie to mogę dać namiary. Korzystałam za to z pięknej plaży, ciepłej wody (do czasu, kiedy to sobie nie zrobiłam kuku w nogę) Uwaga: podczas jazdy quadem po wydmach, noga osunęła mi się na rozgrzaną rurę, poparzenie i pamiątka na całe życie ale mam chociaż miejsce na kolejny tattoo. Jeszcze z przykrych sytuacji o których wcześniej wspomniałam to kradzież ipoda. Typ podbiegł do mnie od tyłu jak spacerowałam po plaży i po ludzku wyszarpnął mi rzecz, uciekł w zarośla i odjechał na motorze. A żeby było zabawniej to czytałam wcześniej książkę o mężczyźnie który przejechał na rowerze Chiny, Vietnam i Kambodżę ze złamanym sercem i ukradli mu w Vietnamie aparat. Brak muzyki pod ręką może doprowadzić człowieka do szału.. Podsumowując, muszę tam wrócić ale w trochę innych okolicznościach. 

Mui Ne/Phan Thiêt


local fruit for tourists only. Od takich lepiej nie brać, lepiej poszukać na straganach przy ulicy.

Dragon fruit. Hit. Wyglada jak białe kiwi, smakuje jak białe kiwi, troche mdłe i bardziej słodkie.

mini banany. best bananas in the world.. a nie jakieś wielkoludy z hipersupermarketu w juropie. Te w Azji maja prawdziwy smak, spalone innym słońcem.

tylko skuter. 7 rano.






world never stop



sen



beach n skuter.

trippin..

Jesus jest z nami.

Wioska rybacka w Mui Ne.

The United States of America.



syn rybaka.
















jak ktoś lubi psa to można zjeść psa.




rybki sie suszą a w tle najbardziej kolorowa wioska rybacka jaką widziałam do tej pory.

wydmy

13

fresh coconut

one and only.





my precious

pędziwiatr





wydmy



red canion











plantacja dragon fruita



brat rosnie

droga do najwiekszego leżącego buddy na swiecie.












Jeszcze trochę zdjęć z wydm



małpka na plaży. Mężczyzna pchał wózek ze świeżymi owocami oraz małpką przywiązaną do łańcucha, która wgl nie bała się ludzi. Nawet skoczyła mi na rękę. Przyzwyczajona do turystów którzy z wielką chęcią karmili ją owocami, orzechami czy chlebem.


Poniżej zdjęcia z paru godz w chinach. Miałam okazję zobaczyć fabrykę w której były szyte garnitury a potem wysyłane w każdy zakątek świata. Niektóre zdjęcia są przekrzywione z tego powodu, że nam się bardzo spieszyło. Z fabryki do taxi wręcz biegłam z tym aparatem omijając samochody nadjeżdżające z każdej strony.























To już HONG KONG. Widok z mieszkania mojego kuzyna. Przepiękny.